Translate

piątek, 22 lutego 2013

"Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki" Heraklit z Efezu

Witam wszystkich.

"Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki" Heraklit z Efezu - zgadzacie się z tym???


Na początku chciałam przeprosić za moją nieobecność przez jakiś czas ale ma to swoje uzasadnienie. Dużo się dzaiło i część się zmieniło.
Skoro w końcu znalazłam czas i odwiedziłam mojego bloga to najpierw nadrobiłam zaległości "czytacze" na wszystkich moich ulubionych blogach :) a teraz chciałabym się z Wami podzielić tym co u mnie ostatnio słychować.

Musimy cofnąć się w czasie...
Jest poniedziałek 11.02.2013. Na godzinę 11.00 jestem umówiona na kolejną rozmowę kwalifikacyjną. Idę tam w zasadzie z nastawieniem żadnym, zrezygnowana po wielu nieudanych podejściach , z myślą ... "co ma być to będzie..." Po godzinie luźnej konwersacji wychodzę i wiem, że nie chcę tam pracować. To firma ubezpieczeniowa. Wmagana działalność, cisnienie i limity, praca w zasadzie wieczorami bo wtedy ludzie wracają  z pracy i nagabywanie ich przy talerzu z zupą przysłowiowym " kup Pan cegłę" i obiecywanie "gruszek na wierzbie" :/

Jak zawsze w torbie plik wydrukowanych CV bo może gdzieś będzie wisiało ogłoszenie to się  zostawi.
Kiedy skończyłam rundkę po mieście, weszłam do mojej starej firmy ponieważ gapa ze mnie i zapodziałam gdzieś PITA za styczeń zeszłego roku, który przecież do rozliczenia będzie potrzebny dlatego musiałam skombinować nowy wydruk.
Siedzę sobie, gadka smatka z D..... Za biurkiem już druga dziewczyna, która miała mnie zastąpić i nagle okazuje się że ona się zwalnia. Przerasta ją ogrom wiedzy, którą musi przyswoić i stwierdza że to nie jej bajka... Dostaję propozycję powrotu do pracy. Warunki w zasadzie takie same jak poprzednio.


"Od kiedy?" - pytam
"Od jutra" - D....
"Od jutra nie dam rady. Zuzka ma ferie więc siedzi w domu. Muszę pogadać z rodzicami czy mi się nią zajmą. Muszę wszystko ogarnąć w domu, poustawiać na nowo, pogadać ze ślubnym i tak w ogóle to muszę ... się zastanowić... " - odpowiadam i dodaję " Ale dasz mi umowę przynajmniej na rok tak co mi będzie zasiłek przysługiwał jak mnie znowu wywalisz :P"
Oboje się śmiejemy i D... mówi że jakoś się dogadamy
"Ok, to daj mi znać dziś wieczorem jaką podjęłaś decyzję" - D....
"Oko" - ja


Idę do domu z kłębiącymi się w głowie myślami. Analizuję wszystkie za i przeciw. W zasadzie pracę znam, systemy pamiętam jedynie hotele sobie przypomnę. W zasadzie to taka sama przerwa jaką miałam po urodzeniu Zuzka i dałam radę. Godziny też mi pasują bo na spokojnie rano córę do przedszkola zaprowadzę a potem dziadki ją odbiorą. Wreszcie odbijemy od dna. Przybędzie gotówki.
Praktycznie same plusy ale gdzieś z tyłu głowy czai się żal i smutek. Pamięć o tym jak człowiek został potraktowany... :(... Zdradzony i zostawiony samemu sobie...
Mąż jest na TAK. Po tak długim czasie mojego bezrobocia jest zdecydowanie na TAK, przytaczając te same argumenty, o których wspomniałam wcześniej.
Tata też jest na TAK. Mama średnio zadowolona w sensie emocjonalnym ( te same przemyślenia co ja :P) bo jeżeli chodzi o sens praktyczny to jak najbardziej na TAK.
W końcu wszystko ustalone i w miare zaplanowane.
Dzwonię do D.... i oświadczam iż " zgadzam się na Twoją łaskę " :) tak mu dosłownie powiedziałam oczywiście w postaci żartu :P .
Zaczynam od środy 13 lutego.

Wtorek przeznaczam na ogarnięcie chałupy i poustawianie wszystkiego tak aby zgrać to logistycznie z moim powrotem do pracy.
W środę stawiam się na 9.00 w pracy. Księgowa się pyta czy na pewno ma mi napisać umowę od 13 bo to przecież 13 więc może być pechowy heheh ale moja Zuzka urodziła się właśnie 13 lutego i jest to dla mnie najszczęśliwszy dzień dlatego biorę to jako szczęśliwy omen.

W weekend dwie imprezy urodzinowe Zuzka. W sobotę znajomi nasi znajomi z dziećmi czyli Kinder Bal a w niedzielę dziadkowie i reszta rodzinki. Latam jak w kołowrotku. Piątek po pracy zakupy, pieczenie tortu, sprzątanie, przygotowanie stołu. Robię wszystko co się da zrobić wcześniej bo w sobotę idę do pracy i będę w domu dopiero koło 14.00 a goście mają być przed 17.00 więc mogę się nie wyrobić i na sobotę zostawiam sobie tylko pichcenie. Masakra. Wszystko na wariata.Ale impreza się udała. Zuzka zachwycona urodzinkami, prezentami i w ogóle a to przecież najważniejsze :). Naczynia do zmywarki i spać bo przecież padam na pysk a w niedzielę kolejna impreza.
Zleciał ten weekend jak nie wiem co. Wykończona ale szczęśliwa bo dziecko szczęśliwe :). W poniedziałek znowu trzeba wstać do pracy ale cieszę się z tego powodu.

Dziś mija półtorej tygodnia jak wróciłam do pracy. Jakie są moje przemyślenia? No cóż... Radzę sobie nieźle. Dużo pamiętam bo wiele się nie zmieniło :), nawet w szufladach i na półkach rzeczy są poukładane tak samo jak przed moim odejściem hehehe... Systemy pamiętam jedynie moja obsługa klienta kuleje bo zresetowałam całą pamięć o hotelach. (Nie wiem czy pamiętacie jak pisałam iż pracowałam w Biurze Podróży no i tu wróciłam ) Mam jakieś przebłyski jak oglądam zdjęcia w katalogach ale wymaga to doszlifowania.
Naijważniejsze moje założenie wiążące się z powrotem do pracy to: przychodzę , robię co mam zdrobić , co do mnie należy i wychodzę. Nie ma sentymentów i przywiązywania. Koleżanki owszem ale broń Boże przyjaźnie i zaufanie bo na tym się można nieźle przejechać o czym się sama przekonałam. Pracę trzeba traktować zdroworozsądkowo i po wyjściu przełączyć się na tryb domowy. Może to mnie uratuje i pozwoli przetrwać w tej firmie.
Narazie mam umowę na okres próbny heheh co aż śmiesznie brzmi że były pracownik z 9cio letnim doświadczeniem ma taką umowę ale cóż zrobić. Akceptuję to i czekam na rozwinięcie sytuacji. Cieszę się że ponownie mam pracę bo w dzisiejszych czasach to bardzo ważna sprawa.

Na koniec nawiązując do tytułu mojego posta, poprawne rozumienie tej wypowiedzi to " nie wchodzi się dwa razy do TAKIEJ SAMEJ rzeki" bo przecież wszystko się zmienia i mimo iż przysłowiowa rzeka trwa nadal w tym samym miejscu to nigdy nie będzie ta sama bo cały czas płynie... Wiem że wiele sytuacji, osób, byłych partnerów, firm i instytucji idealnie można przypasować do tego powiedzenia ale wg mnie jest to błędna interpretacja w sensie jakiegoś powrotu gdzieś lub do kogoś.

TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI I ŻYCZCIE POWODZENIA !!! :)

Całuję Was mocno i pozdrawiam
LaFaMi

4 komentarze:

  1. No to trzymam kciuki i ciesze sie, ze wreszcie sie udalo. Czasem zycie organizuje nam niespodzianki. Moja rada jesli poprzednio kiepsko Cie potraktowano to... ciesz sie z tego co masz, ale na biezaco przegladaj oferty a na najciekawsze, takie ktore na prawde Ci odpowiadaja reaguj. Jak znajdziesz cos lepszego, to zawsze mozesz im podziekowac za wspolprace. Bez sentymentow. Zawsze, trzeba myslec przede wszystkim o sobie :)
    POWODZENIA!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wsparcie :*

      Usuń
    2. Na zdrowie :) Zauwazylam, ze od czasu jak pracujesz mniej piszesz na blogu ;)

      Usuń
    3. Oj żebyś wiedziała :/, normalnie jakoś nie umiem jeszcze tego wszystkiego ogarnąć i zsynchronizować :/. Obiecuję poprawę. :)
      Buziaki

      Usuń